Nasza podróż do Słowenii była jak przejażdżka przez kartki pocztowe od momentu gdy opuściliśmy Polskę przemierzając malownicze Czechy i majestatyczną Austrię. Pierwszym przystankiem na który czekaliśmy z ekscytacją było jezioro Bled. Widok wyspy z maleńkim kościółkiem pośrodku błękitnego jeziora był jak z bajki.
Dalej ruszyliśmy do jeziora Bohinjskiego, spokojniejszego i bardziej surowego. Otaczające nas szczyty odbijały się w wodzie, a my poczuliśmy jak ten widok koi nasze zmysły i pozwala złapać dystans od codzienności gdy pływaliśmy super po jego powierzchni. Udało się też odwiedzić rzekę Soczę z jej turkusowy odcień wody który wręcz hipnotyzował, a jej chłodny nurt był idealnym schronieniem przed gorącem.
W parku narodowym Triglav wędrowaliśmy wśród szczytów podziwiając surowość krajobrazów i potęgę natury, a przejazd przez przełęcz Vršič zapierał dech w piersiach na każdym zakręcie. Na samej przełęczy czekało na nas stadko baranów.
Pojechaliśmy także do nadmorskiego miasta Piran. Wąskie, kolorowe uliczki, zapach morza i szum fal wprowadzili nas w wakacyjny klimat, a zachód słońca nad Adriatykiem był jak zwieńczenie tego marzenia. Na koniec odwiedziliśmy Dolinę Logarską, ukrytą pomiędzy wysokimi górami. Zielone łąki, rwące strumyki i cisza sprawiły, że poczuliśmy prawdziwą bliskość natury.
Wracaliśmy pełni wrażeń i tęsknoty za Słowenią, która okazała się krajem nie tylko pięknym, ale też pełnym niespodzianek jak np. awaria auta jaką mieliśmy w drodze powrotnej, ale dzięki temu udało nam się spędzić 2 dni w austriackim mieście Villach. Do Słowenii z pewnością kiedyś wrócimy.

























